wtorek, 28 grudnia 2010

MUZYKA - Affiance - No Secret Revealed (2010)


1. ''Mad As Hell'' 1:36
2. ''Call To The Warrior'' 4:26
3. ''Nostra Culpa'' 3:22
4. ''For Power'' 3:49
5. ''A Monster Fed'' 3:51
6. ''The Hive'' 4:14
7. ''A Reading From The Book Of'' 4:37
8. ''Der Fuhrer'' 4:35
9. ''Dissent!'' 3:57
10. ''Calculate And Control'' 4:58

  Nim nastąpi podsumowanie odchodzącego już powoli do przeszłości minionego muzycznego roku, postanowiłem wrzucić na ruszt album, który już od dość długiego czasu za mną łazi (a raczej ze mną). Mowa tu o No Secret Revealed amerykańskiego zespołu Affiance.

  Affiance pochodzą z Cleveland w stanie Ohio i należą do ogromnej rzeszy zespołów, które mogą pochwalić się jedynie tym, że istnieją. Więc co skłoniło mnie do posłuchania ich debiutanckiego albumu? Mianowicie recenzja innego konesera takiej muzyki (przez grzeczność adresu nie podam), w której to opiewał owy debiutancki album niczym wędrowny bard czyny jakiegoś rycerza i oczywiście wystawił maksymalną ocenę. Z ciekawości więc sięgnąłem po No Secret Revealed aby sprawdzić czy są powody do mruczenia. A czy są, przekonamy się niebawem.

  Debiut otwiera oczywiście dość ciekawe intro gdzie jesteśmy namawiani do tego, aby po prostu się wściec i zbuntować. Drugi utwór ''Call To The Warrior'' jest bezpośrednio z nim związany. Od razu na czoło wysuwa się głos wokalisty Dennisa Tvrdika, który jest bardzo oryginalny, choć miejscami przypomina mi wokalizę Chrisa Clancy'ego z Mutiny Within. Od razu w tym miejscu warto wspomnieć, że dzięki tej oryginalności Dennis cały czas używa swojej normalnej barwy głosu, a więc oprócz nielicznych chórków, wykrzyczanych partii praktycznie brak. Spory plus. Na pewno kolejnym plusem jest to, że utwory na No Secret Revealed są bardzo melodyjne i szybko wpadają w ucho, szczególnie te z refrenami z tej wyższej półeczki. Możemy tu spotkać dużo ciekawych motywów gitarowych, ewentualnie jakąś solówkę (''Der Fuhrer'') choć tych ostatnich nie mamy za dużo, ponieważ post-hardcore raczej nie specjalizuje się w tej dziedzinie. Pierwsza  połowa płyty ''smakuje'' naprawdę wyśmienicie i kiedy już mamy nadzieję na ''schrupanie'' jej drugiej połówki z takim samym efektem, wtedy natrafiamy na pewne trudności. Wszystko zaczyna się po zakończeniu ''A Monster Fed'' (mój osobisty numer jeden albumu). Bo potem niby jest podobnie - bo i utwory takie same jak tamte i refreny podobne, ciekawe motywy dalej są, no ale jednak nie do końca to to samo. Może dlatego, że odczuwalne jest już lekkie znużenie (oczywiście nie chodzi mi o to, że album jest za długi, broń Boże), a może poziom płyty rzeczywiście trochę opadł i kompozycje straciły na polocie i zrobiły się ździebko męczące. Oczywiście są przebłyski takie jak ''Der Fuhrer'' czy referen z ''Dissent!'', jednak druga piątka utworów wypada dużo gorzej. Widać to nawet po tym, że ile razy nie słucham tej płyty to drugą jej połowę pamiętam jakby przez mgłę.

  Sumując wszystko No Secret Revealed to udany debiut zespołu Affiance, jednak jego tytuł jak i ostatnie słowa wypowiedziane na albumie (''No secret is revealed.'') idealnie opisują ten album. Po prostu mamy tu solidne granie z pod znaku post-hardcore'u, jednak owe utwory nie pokazują nam nic nowego, więc żaden sekret nie został tu odkryty. Album polecam amatorom takiej muzyki lub ewentualnie tym, którzy mają dość krzyku i pragną posłuchać czystych wokali.

Moja ocena : 7,5/10

wtorek, 14 grudnia 2010

MUZYKA - Dead Silence Hides My Cries - The Wretched Symphony (2010)


1. ''Introduction'' 1:25
2. ''Soul Has a Price'' 3:03
3. ''It's Time to Rise'' 3:27
4. ''In Slavery of Illusions'' 2:50
5. ''As Punishment for Lies'' 3:20
6. ''To Find the Right Way'' 1:26
7. ''Everyone Burns in This Hell'' 2:41
8. ''It Remains in You'' 3:01
9. ''The Taste of Revenge'' 3:37
10. ''Time Is Not Endless'' 5:10

  Lubicie eksperymenty? Oczywiście chodzi mi tu o pojęcie eksperymentu bardzo szeroko stosowanego w tej głębokiej jak ocean dziedzinie jaką jest muzyka. Co powiecie na deathcore połączony z elektroniką? Brzmi dość dziwnie, prawda? A gdyby jeszcze ten elektroniczny deathcore doprawić klawiszami? Wychodzi z tego jakaś dziwna hybryda, o której nie za wiele można powiedzieć jeśli się jej nie poznało. Taką właśnie hybrydą jest zespół Dead Silence Hides My Cries. Ich twórczość określana jest różnie - od deathcoru po trancecore, a nawet tak ciekawie jak symfoniczny deathcore. Jednak nie zajmujmy się szufladkowaniem ich twórczości, tylko skupmy się na ich debiutanckim albumie The Wretched Symphony.

  Zespół to muzyczny ''żółtodziób'', ponieważ jego istnienie datuje się na anno domini 2010 i pochodzi z... Mińska. Dla nas to może nie aż taki szok jak dla naszych rówieśników zza oceanu, bowiem spotkałem się z określeniem, że zespół pochodzi z ''somwhere nowhere'', więc pewnie jego ojczyzna została uznana za jakąś prastarą kolonię amerykańską (ach, ta ich znajomość geografii). 

  The Wretched Symphony to dziesięć z pozoru całkiem podobnych do siebie kawałków, które jednak łączą się w tak zgrabną całość, że po kilku ich przesłuchaniach, będziemy potrafili rozpoznać każdy z nich z osobna. Zaczyna się od intra, które ma nam uzmysłowić z czym będziemy mieli do czynienia przez najbliższe 30 minut. Owszem, płyta jest króciutka, jednak nie wyklucza to jej z grona płyt wartościowych. Następnie przechodzimy już do konkretów, czyli utworów może nie za długich, jednak rozbudowanych na tyle, aby zaspokoić nawet tych bardziej marudnych. Szkielet utworu zazwyczaj jest ten sam - deathcorowe granie (szybkie, miejscami ustępujące miejsca ciekawym breakdownom) suto zakrapiane partiami elektronicznymi, do których często wpasowują się klawisze. Miejscami owe połączenie klawiszy z elektro wypada naprawdę wyśmienicie (''It's Time to Rise'', ''To Find the Right Way''), gdzie indziej sama elektronika spisuje się bardzo dobrze (''The Taste of Revenge'') bądź klawisze (''Soul Has a Price''). Kolejnym eksperymentem na Nieszczęsnej Symfonii są lekkie refreny, rodem z post hardcore'u, kontrastujące z rzygawiczno-wkurzonym wokalem głównym (''In Slavery of Illusions'', ''It Remains in You''). Można także spotkać się z wykrzyczanymi chórkami (''As Punishment for Lies''). Jak więc widać płyta obfituje w wiele ciekawych innowacji, które tylko dodają jej smaczku. W telegraficznym skrócie - niektóre kawałki brzmią niesamowicie, inne trochę gorzej, co jednak nie znaczy, że nie spodobają się nam po kilku przesłuchaniach. Oczywiście album ma też swoje piętki Achillesowe, z których chyba główną jest niewykorzystany potencjał wielu utworów, które miejscami brzmią jakby chłopcom podczas nagrywania nagle odcięli prąd, więc zostały takie jak były. Za zbrodnię przeciw muzycznej ludzkości uważam zmniejszenie roli ''To Find the Right Way'' do pospolitego intra pomiędzy dwoma utworami, a mógł być z tego numero uno tej płyty. Co do kwestii stylistycznej płyty, to jej całość nagrana jest na tyle dobrze, że nie czuć tu ani na milimetr przysłowiowym garażem. Jeśli chodzi o jej okładkę, to może ona zawieść wielu, jednak nie należę do grona tych, którzy obniżają za nią ocenę ogólną albumu. Z kolei myślę, że jego tytuł idealnie obrazuje klimat panujący na całej przestrzeni płyty. Warto w tym miejscu wspomnieć, że płyta została nagrana i wydana przez zespół na własną rękę, przez co jeszcze bardziej rośnie w moich oczach. 

  Podsumowując, The Wretched Sypmhony to bardzo udany debiut młodziutkiego zespołu pochodzącego z Białorusi, który oferuje nam coś odmiennego niż  lwia większość deathcorowej sceny naszego globu. Wierzę, że chłopaków czeka świetlana przyszłość, choć o sławę na Wschodzie ciężko (chyba, że tą złą), a już szczególnie w takim miejscu jak Białoruś. Polecam wszystkim tym, którzy deathcore lubią, bądź mieli z nim już jakąś styczność. Laicy w tym temacie mogą być nieco zaskoczeni, ale wcale im płyty nie odradzam. Ostatni utwór kończy się dwuminutową ciszą, która jakby zmusza nas do zastanowienia się czy muzyczny eksperyment się powiódł. Wydaję mi się, że udał się w stu procentach. A Wam?

Moja ocena : 8,5/10 (pół oczka dodaję za pomysł i niezależność)

piątek, 12 listopada 2010

NHL - Dziwna forma Avalanche

  Miesiąc sezonu zasadniczego NHL za nami. Każda drużyna ma na swoim koncie przynajmniej po kilkanaście spotkań, jednym idzie wyśmienicie, innym słabo, a jeszcze innym tragicznie. Avs należą do tej drugiej grupy, gdyż po 14 spotkaniach zwyciężali tyle samo razy, co przegrywali (raz w dogrywce). Forma Colorado jest bardzo nierówna. W jednym meczu potrafią zabłysnąć, żeby potem przygasnąć na następne dwa. Rezultatem tego jest 15 punktów i 3 miejsce w swojej dywizji. O punkt i oczko wyżej plasują się Dzicy, którzy jak przypomnę byli jedną z najgorszych drużyn ubiegłego sezonu. Prym w Northwest Division wiodą Orki, które mają punktów 20 i wszystko wskazuje na to, że szybko z tej pozycji nie spadną. O ile poprzednio pisałem, że nie ma powodu do zmartwień nad Lawiną, o tyle teraz jestem dosyć zmartwiony, ale mimo wszystko wierzę w lepszą formę Avs. Poniżej zamieszczam wyniki spotkań rozegranych przez Colorado odkąd ostatni raz o nich wspominałem.

                                                      Wyjazd        Dom

                                                     Rekiny 4 : 2 Lawina
                                                 Królowie 6 : 4 Lawina
                                                     Lawina 3 : 4 Orki (w dogrywce)
                                                     Lawina 6 : 5 Płomienie
                                     Niebieskie Kurtki 1 : 5 Lawina
                                                         Orki 3 : 1 Lawina
                                                   Gwiazdy 0 : 5 Lawina
                                                  Płomienie 4 : 2 Lawina

                                         Jak widać powodów do radości brak.


środa, 20 października 2010

NHL - 3 zwycięstwa i 2 porażki Lawiny

  Pierwsze dni regularnego sezonu NHL za nami. Jak widać w tytule, Lawina nie zaczęła go za dobrze, ale sądzę że nie ma powodu do zmartwień. Po zwycięstwie nad Blackhawks, Avalanche ulega Flyers'om 2 do 4. Następnie zaskakująco wygrywa w rzutach karnych z Czerwonymi Skrzydłami 5 do 4. Decydującego karnego strzelił Brandon Yip. Trzy dni później Lawina pokonuje 3 do 2, słabych od początku sezonu Devils, jednak dzień później ulega Wyspiarzom aż 2 do 5. Ostatni mecz, który grali wczoraj w nocy (na nasz czas) ze Strażnikami, miałem okazję przez dłuższą chwilę oglądać (prawie 2 tercje). Colorado w pierwszej kwarcie szło całkiem dobrze. Popisał się Stewart, który strzelił ładną bramkę w power playu, jednak już w drugiej odsłonie spotkania Islanders doprowadzili do wyrównania i do końca tercji utrzymał się wynik 1:1. Poszedłem spać, nie znając ostatecznego wyniku meczu, więc radośnie dzisiaj zareagowałem na 3 do 1 dla Lawiny w ostatecznym rozrachunku. Po 6 meczach Lawina ma 8 punktów i zajmuje pierwsze miejsce w północno-zachodniej dywizji, jednak ten stan może się szybko zmienić, ponieważ są jedyną drużyną która rozegrała 6 spotkań (Canucks 5, Płomienie, Dzicy i Nafciarze po 4). Nie mniej życzę im powodzenia i wierzę w ich kolejne sukcesy. Jak będzie, przekonamy się wkrótce.


NFL Week 5 - Chargers at Raiders

  Wszystkich zainteresowanych ową relacją napisaną przeze mnie, zapraszam tutaj - http://sport.onet.pl/futbol-amerykanski/jezdzcy-przerwali-serie-klesk,1,3737633,wiadomosc.html. Od tej pory wszystkie relacje ze spotkań NFL będzie można spotkać w dziale Sport na Onet.pl. Serdecznie zapraszam.


 

niedziela, 10 października 2010

NHL - Nowy sezon


  Jak widać oprócz NFL interesuje mnie również hokej, dlatego uznałem za konieczne wspomnieć o niedawnej inauguracji 93 sezonu NHL. Tak jak w przypadku futbolu, będę starał się również co jakiś czas, zamieścić relację jakiegoś spotkania z amerykańskich lodowisk. Jednak jak do tej pory, niestety nie miałem okazji oglądać jakiegokolwiek meczu, co postaram się w najbliższym czasie zmienić.

  Ze wszystkich meczów otwierających sezon, najbardziej zależało mi na spotkaniu mojej ulubionej drużyny - Colorado Avalanche - z obrońcą tytułu Chicago Blackhawks. Jednak z powodu marności internetu we Wrocku oraz moich studiów (mecz zaczynał się o 4 nad ranem czasu polskiego), nie było mi dane go zobaczyć jak już wyżej wspomniałem. Jednak ku mojej uciesze następnego dnia, Lawina zwyciężyła w dogrywce pokonując Czarne Jastrzębie 4 do 3. Pierwszego gola dla Jastrzębi strzelił Bryan Bickell, drugiego Słowak Marian Hossa, a ostatniego Patrick Sharp, który był największym zagrożeniem dla Lawiny ze strony ekipy z Chicago. Z Lawinowców bramki strzelili Chris Stewart, Matt Duchene i dwie Paul Stastny (w tym zwycięska). Chicago oddało 38 strzałów na bramkę, zaś Colorado o trzy więcej. Nieźle spisali się również bramkarze. Między słupkami po stronie Chicago stanął ich nowy bramkarz Marty Turco, który wybronił 37 z 41 strzałów, zaś Craig Anderson 35 z 38.



  W innych meczach tego samego dnia, Huragany pokonały Dzikich 4 do 3, Montreal już bez Halaka uległ ekipie z Toronto 2:3, Pingwiny po marnej grze zostały pokonane u siebie przez Lotników także 2 do 3, a Nafciarze, którzy w poprzednim sezonie byli bodajże na ostatnim miejscu, pokonali pewnie Płomienie z Calgary 4:0. Jednak jest to dopiero początek sezonu, który postaram się śledzić z jak największa uwagą.

piątek, 24 września 2010

NFL - Week 2 - Saints at 49-ers


  Mamy już za sobą drugą kolejkę najpopularniejszej ligi futbolu amerykańskiego na świecie. Przyznam szczerze, że z poprzedniej nie miałem okazji widzieć ani jednego spotkania, ale po 2 obejrzanych meczach tej kolejki, obiecuję sobie w przyszłości to zmienić. Padło na dwa spotkania - Wikingów z Delfinami oraz Świętych z 49-tkami. Skupię się na tym drugim meczu, który kończył week 2 w NFL.
  Ekipa z San Fransico podejmowała na swoim rodzimym Candlestick Park gości z Nowego Orleanu. Saints mieli na koncie zwycięstwo z pierwszego tygodnia zmagań, zaś 49-ers po sromotnej porażce z Seattle (31-6) mieli nadzieję na powrót do gry.
 
Rozgrywający 49-ers A.Smith w pierwszej kwarcie
chyba zapomniał jak się gra w futbol.

  Jednak pierwsza kwarta zaczęła się dla nich tragicznie. Pierwsza akcja i pierwszy fumble, który zakończył się w ich własnym endzone(safety) co już na wstępie dało dwupunktową przewagę Saints. Już cztery minuty później, dzięki jednemu z bohaterów ostatniego Super Bowl, a mianowicie Drew'a Breesa (quaterback Saints), mogliśmy oglądać jak RB Reggie Bush zdobywa przyłożenie (touchdown) i po extra poincie zdobytym przez Hartleya mamy już 9-0 dla obrońców tytułu. O grze 49-tek nie ma co za dużo wspominać, oprócz słabej gry Smitha, który zaliczył jeden interception i mimo tego, że była spora szansa na zdobycie TD, to nawet nie skończyło się na field goalu. Wszystko więc wskazywało na to, że ekipa z San Fransico zostanie rozniesiona przez Nowy Orlean. Nic bardziej mylnego.
   W drugiej kwarcie można było zaobserwować niespodziewaną pobudkę gospodarzy, o czym może świadczyć prawie jedenastominutowe (z 15) posiadanie piłki. O tym jak się gra przypomniał sobie także QB 49-tek-Adam Smith. Jednak największy wkład w owe przebudzenie przypisałbym RB Frankowi Gore, który popisał się kilkoma świetnymi akcjami, co zaowocowało pierwszym TD dla San Francisco w 6 minucie drugiej kwarty. I choć piłka przeszła w ręce Saints, to po 3 minutach rajd gospodarzy zaczął się na nowo. Jednak obrona Świętych mimo wysiłków Smitha i Gore'a, który stał się chyba moim ulubionym biegaczem w całym NFL, skutecznie powstrzymała San Francisco przed objęciem przewagi, a nawet na minutę przed końcem kwarty odebrała 49-tkom piłkę przez fumble TE Delanie Walkera, przez co tablica wyników po zakończeniu drugiej kwarty pokazywała wynik 9-7, choć z powodzeniem mogłaby 9-14 a nawet więcej, gdyby San Francisco udało się znaleźć sposób na ciężką do zgryzienia obronę Świętych.


  Kolejna odsłona meczu była już bardziej wyrównana, bo choć skończyła się bilansem po jednym TD dla gości i gospodarzy, to jednak gracze Saints byli głównie przy piłce (ponad 9 minut). Dobrze zagrała obrona gospodarzy, która pozwoliła Świętym przy prawie pięciominutowym posiadaniu piłki, dojść tylko 6 jardów za własne pole. Po tym nastąpił dwuminutowy drive gospodarzy zakończony TD zdobytym przez RB Anthony'ego Dixona, dzięki któremu pierwszy raz objęli prowadzenie w meczu. Jednak niezrażona tym ekipa z Orleanu 5 minut później po raz kolejny odskakuje 49-tkom na 2 punkty, po TD Davida Thomasa (TE). Gospodarzom zostają dwie minuty kwarty, podczas których zdołają wejść tylko na połowę swego pola (25 y.), po czym są zmuszeni oddać piłkę po nieudanej walce o zdobycie pierwszej próby.

   Choć mecz do tej pory nie wydawał się niczym szczególnym oprócz tego, że był wyrównany, to czwarta kwarta zaspokoiła oczekiwania każdego fana futbolu amerykańskiego. Święci prowadzili 16-14 i to właśnie oni rozpoczęli ostatnią odsłonę meczu. Po półtoraminutowym posiadaniu piłki, goście zdecydowali się na próbę field goala z 46 jardów, więc blisko nie było. Jednak kolejny z bohaterów ostatniego Super Bowl, Garrett Hartley znów pokazał na co go stać, zdobywając trzy punkty dla Saints. Potem piłka średnio co około dwie minuty zmieniała posiadacza, żeby w końcu po przechwycie, spowodowanym przez DB San Francisco Phillipa Adamsa, który źle ją złapał  po wykopie, po czym ją upuścił, trafiła znów w ręcę gości.Saints byli 12 jardów od endzone gospodarzy. W momencie gdyby goście zdobyli TD, 49-tkom byłoby już piekielnie trudno wyrównać (byłoby wtedy 26-14). Na szczęście obrona się spisała i TD został zamieniony na 19-jardowy field goal Hartleya. Było 22-14 dla Saints, a czasu zostało bardzo niewiele,bo tylko około 2 minuty. Widząc to, drużyna gospodarzy ruszyła do ataku w iście heroiczny sposób. Znakomita gra passingiem Adama Smitha i popisy Franka Gore'a pozwoliły zdobyć 49-tkom TD w 53 sekundy! Jednak do wyrównania ze Świętymi brakowało 2 punktów, więc gospodarze zdecydowali się na próbę za 2 punkty (2-point conversion), która początkowo nie został uznana, jednak po oficjalnej powtórce San Francisco mogło cieszyć się remisem. Po otrzymaniu piłki, Saints zostało lekko ponad minutę czasu na zmianę wyniku meczu. Zaczął się szaleńczy wyścig z czasem, podczas którego Świętym udało się wejść dosyć blisko endzone przeciwnika, dzięki świetnej grze Breesa. I choć goście dostali 5 jardów kary za falstart jednego ze swoich, to mogli jeszcze wykonać 37-jardową próbę field goala, która udała się Hartley'owi, a ten został bohaterem meczu. Końcowy wynik głosił zwycięstwo gości 25-22, choć gdyby 49-tki wykorzystały swoją szansę na TD w drugiej kwarcie, oraz nie nałapali tak wielu kar, co tylko pomogło Saints, mecz mógł skończyć się zupełnie inaczej.


Drew Brees (QB Saints) był jednym z
bohaterów ostatniej odsłony meczu.
  W innych ciekawych meczach tej kolejki, Wikingowie ulegli Delfinom na własne życzenie w końcówce meczu (14-10), Tygrysy Bengalskie pokonały Kruki (15-10), a po emocjonującej końcówce meczu na FedEx Field, Czerwonoskórzy ulegli ostatecznie Houston Texans 30-27. Miała także miejsce bratobójcza walka Manningów, którą przegrała drużyna tego młodszego, tak więc Giganci zmieceni przez Colty 14-38. Cieszy także pierwsze zwycięstwo Oakland Raiders nad Taranami, w składzie z naszym Polskim Młotem Sebastianem Janikowskim. Co ciekawe nasz rodak zdobył dla Raiders najwięcej punktów (10).

Frank Gore - mój nowy no.1 wśród
biegaczy w NFL.

  W nadchodzących meczach następnej kolejki można polecić mecze Stalowych z Bukanierami, którzy mają na koncie po 2 zwycięstwa oraz Green Bay Packers z Chicago Bears, czyli dwóch pierwszych miejsc północnej dywizji NFC (obydwa zespoły również mają po 2 zwycięstwa). Ciekawi też mecz dwóch drapieżników - Panter i Tygrysów Bengalskich, jednak tym pierwszym w obecnym sezonie nie idzie zbyt dobrze. Zawsze można także pokibicować Oakland w starciu z Kardynałami. Tak czy siak,emocji na pewno nie zabraknie :)

czwartek, 9 września 2010

MUZYKA - Parkway Drive : Deep Blue (2010)





1. "Samsara" 1:45
2. "Unrest" 2:19
3. "Sleepwalker" 4:01
4. "Wreckage" 3:21
5. "Deadweight" 3:47
6. "Alone" 4:30
7. "Pressures" 3:22
8. "Deliver Me" 4:13
9. "Karma" 3:49
10. "Home Is for the Heartless" (featuring Brett Gurewitz of Bad Religion) 4:08
11. "Hollow" (featuring Marshall Lichtenwaldt of The Warriors) 3:00
12. "Leviathan I" 3:49
13. "Set to Destroy" 1:34

Całkowity czas : 43:36

  Australijski zespół Parkway Drive należy do zespołów grających gatunek, który już od ładnych paru lat traktowany jest z przymrużeniem oka i często również z pogardą, jako muzykę w świecie metalowym najbardziej oklepaną, gdzie nic nowego nie da się już wymyślić (w końcu wokalista mojej ulubionej kapeli zgodnie z całą rzeszą znawców metalu, twierdzi, że owy gatunek to syf jakich mało). Mowa tu oczywiście o gatunku, który kazał zwać się metalcore. Ściślej mówiąc, Parkwayowcy obok Buried In Verona i reaktywowanego dwie wiosny temu I Killed The Prom Queen, stanowią ścisłą czołówkę australijskiej sceny metalcorowej. Śmiem nawet twierdzić, że po wydaniu owego albumu, stanowią obecnie najlepszy band tego typu w krainie dziobaków i kangurów. Dlaczego tak się stało? Otóż o tym poniżej.

  Z zespołem po raz pierwszy zetknąłem się pod koniec roku 2007, kiedy to miała miejsce premiera ''Horizons'', poprzedniego wydawnictwa grupy. I choć płytę polecił mi ktoś, kto był nią podniecony jak chłopaczek, który pierwszy raz włączył TVN Turbo po 23, to płyta nie odbiła się w moich uszach zbyt szerokim echem, choć nie powiem żeby była zła. Mimo tego, kiedy jakoś w marcu przeczytałem o premierze nowego albumu zaplanowanego na końcówkę czerwca tego roku, od razu umieściłem Deep Blue na liście płyt ''do obczajenia''. Obecnie, słuchałem owego dzieła, bo tak śmiem ten album nazywać, dziesiątki razy i uważam, że Deep Blue nie da się pokochać za pierwszym czy drugim przesłuchaniem - trzeba się z nim po prostu jakiś czas osłuchać, a miłość przyjdzie sama. Tak bynajmniej było w moim przypadku.

  A teraz zapraszam na krótką podróż po wszystkich kawałkach z płyty, aby trochę ją przybliżyć, tym co jeszcze nie mieli z nią styczności. Zaczynamy od ''Samsary'' czyli po prostu intra, które z sekundy na sekundę staje się coraz bardziej hałaśliwe, aby w końcu uraczyć nas próbką wokalną Winston McCall'a. Następnie przechodzimy do niezwykle szybkiego i mocnego ''Unrest'', gdzie McCall popisuje się swoją wokalizą, która jak widać znacznie mu się wyostrzyła i polepszyła od ''Horizons''. Utwór kończy się wyśmienitym breakdownem, i choć brzmi dosyć progresywnie, to Niepokój nie trwa nawet trzech minut. Zresztą progresji na Deep Blue nie brakuje. Kolejna pozycja, to singlowy Sleepwalker, który opiera się na jednym motywie czy raczej riffie, lecz w roli singla odnajduje się znakomicie i szybko wpada w ucho. Przechodzimy do ''Wreckage'' ze swoim niesamowitym początkiem i genialnym riffem, który pod sam koniec zostaje okraszony ciekawą gitarą w tle. Po Wraku, przyszedł czas na ''Deadweight'' z chyba najbardziej wpadającym w ucho początkiem na całym albumie, po którym utwór niesamowicie przyspiesza, oczywiście po to, żeby w połowie zwolnić jak to na Parkwayowców przystało. W końcu mamy do czynienia z najdłuższą kompozycją na płycie, więc mowa tu o ''Alone''. Podczas pierwszych przesłuchań owa kompozycja ni w ząb do mnie nie docierała, jednak z czasem zacząłem doceniać jej intrygującą linię melodyczną i chwytliwe gitary. Zostawiając Samego w spokoju, natykamy się na ''Pressures", które zaczyna się dziwnymi krzykami Winstona, po których już growlem przekazuje nam, że samotność jest jego tarczą i zbroją oraz, że widział gębę śmierci. Jednak nie to czyni ten utwór takim dobrym jakim jest. Zasługę tą przypisuję bardziej jego niesamowitemu tempu, wśród którego możemy znaleźć dwie krótkie, choć genialne solówki. Kolej na "Deliver Me", który podobnie jak reszta posiada świetną linię melodyczną oraz zmiany tempa, jednak najciekawsze tu jest zwolnienie i wyciszenie w połowie utworu. Następna jest ''Karma''. Z kolei ten kawałek nie wyróżniałby się niczym, gdyby nie niszczycielska gitarka pojawiająca się w połowie, choć niestety nie zostaje z nami do końca utworu. Przyszedł czas na jednego z moich faworytów na Deep Blue. Mowa tu o numerze dziesięć, czyli "Home Is for the Heartless". Utwór zaczyna się półminutowym wstępem, podczas którego słyszymy lekką gitarę z przyśpiewką ''łoooo łooo'' (jak się później okazuje występującą w refrenie)w tle, która brzmi trochę jak głosy panów po dużej dawce napojów z procentami (oczywiście nie chodzi mi tu o stu procentowe soki). Ale mimo tego, cała kompozycja jest iście cudowna. Chwytliwa melodia, ciekawy lirycznie refren okraszony oczywiście dawką ''łoooo łooo'', która jednak brzmi już o niebo lepiej oraz świetne tremolo po stwierdzeniu, że miłość i nadzieja już tu nie żyją, a mowa zapewne o naszym świecie. Dzięki ciotuni Wikipedii, dowiedziałem się, że w utworze tym pojawia się pan Brett Gurewitz z formacji Bad Religion i wydaje mi się,że to on odpowiada za owe ''łoooo łooo''. Niestety nie wiem czemu los tak chciał, ale po tym niesamowitym kawałku, przyszedł czas na najsłabszą kompozycję na albumie. No,zdarza się. ''Hollow'', bo o nim mowa, nie oferuje po prostu niczego ciekawego, jak inne utwory, co czyni z niego kompozycję całkiem znośną, lecz szybko znikającą w odmętach pamięci. Ponoć w utworze również gościnnie pojawia się jakiś facio, ale moje uszy go tam nie wykryły (może zbyt słabo się wsłuchały?). Na ''Leviathan I'' następuje polepszenie klimatu, który trochę skaził ''Hollow'', choć tu również nie ma cudów, ale za to jest świetna perkusja. Zresztą Ben Gordon na bębnach odwalił kawał dobrej roboty, czasem grając wolno i bardzo ciężko, a innym razem osiągając na swym sprzęcie orbitę. Deep Blue kończy najkrótsza, bowiem półtora minutowa kompozycja, jaką jest ''Set to Destroy'', która jest swoistą prezentacją stylu grania zespołu w pigułce. Bowiem zaczyna się niesamowitym tempem, które narzuca potężna perkusja i krzykami McCall'a, że nasz czas nadszedł i to koniec naszych dni, które później nagle zostaje zastąpione przez dobry breakdown, zakończony wykrzyczeniem tytułu utworu. Niesamowity kawałek. I tak, nasza krótka a zarazem burzliwa podróż dobiegła końca.

  Zewsząd mówi się i słyszy o tym, że metalcore powoli dogasa, aż w końcu umrze śmiercią tragiczną, jak na syfiasty gatunek przystało. Jednak Deep Blue australijskiego kwintetu Parkway Drive, pokazuje raczej, że metalcore ma się dobrze i do grobu mu się nie spieszy, oraz że potrafi jeszcze zaskoczyć genialną płytą w swym nurcie. Osobiście jak do tej pory jest to dla mnie pozycja numer jeden na liście najlepszych płyt roku Pańskiego 2010, a że nie oczekuję już zbyt wielu premier, i nie sądzę, żeby któraś z nich przebiła owy album, więc myślę, że Deep Blue na owej pozycji już zostanie. Dlaczego więc nie daję dziesiątki? Za ''Hollow'', który jest niczym innym niż tylko niezłym utworem, a poza tym niektóre z pozostałych kompozycji również nie sięgają przysłowiowego nieba. Jednak są to tylko drobniutkie błędy przy pracy, dlatego Deep Blue gorąco polecam każdemu kto lubi cięższe brzmienia i od metalcoru nie ucieka jak od zgryźliwej teściowej. I nawet jeśli za pierwszym razem Deep Blue wyda Wam się co najwyżej średni, dajcie mu kolejną szansę a myślę, że będziecie miło zaskoczeni.

Moja ocena : 9,5/10

poniedziałek, 6 września 2010

GRA - Battle Realms

                                       


Producent : Liquid Entertainment
Światowa data premiery : 09 listopada 2001
Data wydania w Polsce : 18 września 2002
Cena w dniu premiery : 49 zł

 

  Jest wiele gier, które krótko po swojej premierze odchodzą do lamusa, ponieważ nie udaje im się przetrwać próby czasu z perspektywy ciągłej ewolucji gier, bądź też nie oferują graczowi czegoś, do czego z chęcia by wrócił. Tego typu gry trafiają na naszą półeczkę, aby zasilić szeregi nieużywanych już rzeczy, których jedynym przeznaczeniem jest zbieranie wielkich ilości kurzu, dopóki nie zabierzemy się za porządki. Jednak są też gry, które mają na karku prawie dekadę, a i tak po ich ,,odpaleniu'' potrafią nas mile zaskoczyć i przykuć do monitora na długie godziny. Do takich pozycji należy gra Battle Realms, pochodząca ze studia Liquid Entertainment, które parę lat później stworzy dosyć sławetną ''Wojnę o Pierścień''.

Battle Realms to dosyć klasyczny RTS osadzony w świecie Orientu i jak to już w strategiach bywa, przyjdzie nam odzyskiwać utracone imperium naszych przodków. Mimo tego, że brzmi nam to tak znajomo, jak utwór, którego słuchamy w kółko, to jednak fabuła gry jest dosyć ciekawa i nie do końca infantylna, zresztą w krainie roninów i samurajów nie ma miejsca na infantylizm ;)

Klan Wilka w pełnej krasie.
  Walka o władzę w świecie Battle Realms toczy się między klanami Smoka, Węża, Wilka oraz Lotosu. W kampanii niestety możemy grać tylko tymi dwoma pierwszymi. Każdy klan ma swoje różne jednostki, inne cechy i unikatowe umiejętności, słowem - ma swoje wady i zalety. Klan Smoka jest najbardziej zbliżony do klimatu Oreintu, bowiem możemy tu spotkać zwykłych włóczników, łuczników i samurajów. Wąż też nawiązuje do tradycji Dalekiego Wschodu, bowiem ich najlepszą jednostką jest ronin. Oprócz tego, możemy u nich spotkać bandytów, włóczęgów i co ciekawe... muszkieterów. Klan Wilka wywodzi się z byłych górników służących niegdyś Lotosowi, ale po ucieczce z kopalń założył swoje własne państwo. Z powodu ,,górniczej'' przeszłości, ludzie Wilka mają więcej wspólnego z jaskiniowcami niż wojownikami, mimo to jednostki takie jak Potłuk czy Paker na pewno wywołają uśmiech na naszej ,,facjacie''. Lotos to już czyste fantasy, mroczny klan z mrocznymi budowlami i jednostkami nastawionymi na szerzenie wszechobecnego chaosu i zarazy. Grając Lotosem mamy okazję poznać takie jednostki jak Nawiedzony, Nieczysty czy po prostu Chory ;]
Jeden z głównych czarnych charakterów oraz
przywódca Lotosu - Zymeth.
  Rozgrywka w Battle Realms nie różni się niczym innym od innych erteesów - albo rozwalamy wszystko w drobny maczek, albo musimy kogoś wyprawić na ,,zieloną trawkę''. Do rozbudowy i rozwoju naszej osady potrzebne są nam tylko dwie rzeczy - ryż i woda, co niestety traci na realizmie, bo z całym szacunkiem, ale ,,ryżowych chałupek'' nie widziałem. Zapomnijmy więc o łupaniu kamieni, ścinaniu drzew czy hartowaniu stali rodem z Settlersów - to kraina ryżem i wodą płynąca. Wstrząs przeżyją także miłośnicy fortyfikacji i otaczania się wieżami obronnymi, które nie pozwolą nieprzyjacielowi nawet pierdnąć na naszym terenie. Battle Realms oferuje budowę maksymalnie czterech strażnic, które są bardziej podobne do stanowiska sędziego z meczów siatkówki. Jest więc czego się czepić, choć osobiście nie uważam tego za koszmarny błąd twórców godny pobytu w Alcatraz. Battle Realms ma jednak pewną niepowtarzalną cechę, która odróżnia ją od innych pozycji. Mowa tu o rozwoju jednostek bojowych, który jest bardzo nietypowy i nowatorski. Jak to już w strategiach bywa, zrekrutowany łucznik, łucznikiem pozostanie i choćby się dwoił czy troił, nie zamieni łuku na miecz. Tutaj jest zgoła inaczej - po wysłaniu chłopa na strzelnicę i jego treningu na łucznika, możemy z powodzeniem wysłać go również do dojo, gdzie stanie się jednostką zdolną do walki wręcz i na dystans. Innymi słowy, każda jednostka w grze może (np. jeśli gramy Smokiem) zostać samurajem, choć wcale nie musi.Dobre,co?
Typowe pole bitwy w Battle Realms,
słowem -  połamanie z poplątaniem :)

   Za pomocą punktów zwycięstwa (Yin albo Yang), które zdobywamy za wysyłanie wrogów na tamten świat, możemy kupować naszym jednostkom ulepszenia, takie jak zadawanie większych obrażeń czy większe zdrowie. Oprócz tego, po wybudowaniu stołbu możemy najmować Mistrzów Zen, lub prościej bohaterów, których specjalne umiejętności pomogą nam osiągnąć przewagę na polu bitwy. Ciekawe jest to, że owi bohaterowie nie są jak herosi z innych gier, którzy pokonują hordę przeciwników, a jedyna krew na nich, to krew wrogów. Tutaj bohaterowie wspomagają nasze główne siły, jednak w samotnym starciu z wrogiem giną w walce z dwoma średniej klasy jednostkami, co moim zdaniem się chwali.            


Potyczka Węża z Wilkiem.
   W grze bardzo ważną rolę odgrywa również taktyka - bez jakiegokolwiek jej wypracowania możemy zapomnieć o odniesieniu wiktorii. Niektóre misje wymagają od nas wręcz zawrotnej szybkości (szczególnie te, gdzie walczymy z więcej niż jednym przeciwnikiem), w innych zaś powolna rozbudowa i rekrutacja wielkiej armii to klucz do sukcesu. Często również teren utrudnia nam rozbudowę oraz obronę, co również dodaje grze smaczku. Mimo fantastycznych jednostek, gra realistycznie oddaje sposoby walki, co czasem w innych strategiach woła o pomstę do nieba, kiedy dla przykładu mamy do czynienia z kusznikiem zaatakowanym przez szermierza, który dzielnie ,,naparza'' w tego drugiego bełtami z odległości 10 centymetrów, podczas gdy tamten raz po raz przekłuwa go mieczem. W Battle Realms zaatakowany z bliska kusznik, zacznie co najwyżej ,,okładać'' przeciwnika kuszą lub po prostu ucieknie, bo nie jest stworzony do ,,solówek'' z jednostkami przeciwnika. Tak więc jednostki balistyczne w starciu z tymi walczącymi wręcz tracą możliwość ostrzału z racji bronienia własnej skóry.

Jak już wspomniałem, klan Wilka
jest dosyć ,,staroświecki''.
  Oprócz kampanii opowiadającej o losach spadkobiercy klanu Węża Kenjiego, który w zależności od naszej decyzji może stać się przywódcą Węża lub Smoka, do naszej dyspozycji oddany został szereg map do potyczek od 2 do 8 graczy, również przez internet. Mapy są ciekawe, a rozgrywki na nich toczone mogą zapewnić sporo zabawy z innymi graczami jak i z komputerem, bowiem AI komputerowych przeciwników stoi na dość wysokim poziomie o czym również chciałem wspomnieć. W Battle Realms sztuczna inteligencja może przysporzyć nam wielu nerwów, z racji tego, że jest bardziej upierdliwa ze swoimi atakami niż komary w porze letniej, a zaatakowana na swoim terenie, broni się do końca próbując odbudować to, co tak ochoczo niszczymy. I choć kiedy mamy do czynienia z jednym wrogiem na mapie, to pokonanie go nie jest specjalnie trudne, to w przypadku walki z dwoma naraz, pojawiają się przysłowiowe schody. Mowa tu bardziej o rywalizacji w kampanii, bowiem w potyczce ustawionej na 7 komputerów i mnie, na najwyzszym poziomie, wygrałem bez większych trudności, choć trochę mi to zajęło.

Shinja - generał Węża. Od
razu widać czego chłop
lubi słuchać ;]
 Na koniec może o oprawie wizualnej i muzycznej słów kilka. Zacznę od tej drugiej bo nie ma co się nad nią rozwodzić - muzyka jest przyjemna i klimatyczna, co bardzo umila rozgrywkę i w żadnym stopniu nie przeszkadza nam oraz nie rozprasza naszej uwagi. Co się zaś tyczy grafiki, również wypada na jej korzyść, bowiem patrząc na datę premiery gry, która jak widać jest kapkę starsza od dziadka Warcrafta III, który graficznie dosyć przewyższa możliwości Battle Realms, to jednak jest się pod wrażeniem oprawy wizualnej gry, która cieszy oczy, mimo że brak w niej jakiś szczególniejszych detali. I mimo tego, że nie ma tu mowy o 3D, plusem jest możliwość gry z dwóch perspektyw - klasycznej od góry, i drugiej, nieco obniżonej. Atutem gry jest również jej cena, która na pewno pomogła jej ,,wykosić'' z rynku kilku konkurentów.

 Podsumowując - Battle Realms to świetna strategia czasu rzeczywistego, która zaskakuje niekonwencjonalnymi cechami rozgrywki, jak i cieszy niesamowitą grywalnością jak na prawie dziesięciolatkę, co cieszy tym bardziej. Grę polecam każdemu miłośnikowi erteesów, nawet jeśli nie przepada za klimatem Orientu, ponieważ Battle Realms oczarowało mnie na kilka wieczorów i nocy jak już dawno nie zrobiła tego żadna inna gra i z pewnością będę do niej często wracał. Może i moja ocena jest zbyt wygórowana, ale tak klimatycznych i wciągających strategii dziś niestety już brak.

Okładka gry.
Moja ocena : 9/10

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Niestety,to znów ja

Tak tak,Ty który to czytasz (nie szkoda Ci czasu?),nie dostałeś omamów-wróciłem po raz trzeci.Jednak tym razem nie mam zamiaru aż tyle smęcić na temat swojego istnienia,lecz chciałem bardziej dzielić się tu swoimi przeżyciami po obejrzeniu jakiegoś filmu,przesłuchaniu płyty,czy może nawet przeczytaniu jakiejś książki.Mam nadzieję,że ta stronka mi to ułatwi.

Jak widać zmieniłem adres,za dobrą radą Adasia,bo strona główna myloga wygląda jak kamienica,która lada chwila runie,zresztą ciężko się tam połapać w czymkolwiek.Dodałem również wszystkie archiwalne notki z tamtej stronki,ale tylko z pewnej dozy sentymentu do tych dawnych głupot.

Nieśmiertelny umarł czyli o upadku bardzo obiecującej serii przygód pewnych ziombli

Nieśmiertelny umarł...w butach.Choć obojętnie w czym by umarł i tak jest to dla mnie bolesna śmierć.Nie mogę powiedzieć,że byłem z Nieśmiertelnymi od dziecka jak to się często mówi o swoich ulubionych bajkach czy filmach.W moim przypadku było to tyle czasu,na ile zdążyłem bardzo polubić tą serię.


Ostatnio pomyślałem sobie,że czas odnowić stare więzi i ''wrzuciłem na ruszt'' piątą część filmu z serii ''Odetnij mi łeb a wylecą błyskawice''.O ile poprzednie części filmu dało się oglądać a fan może przymknąć oko na pewne sprawy,to w przypadku ''Nieśmiertelny V:Źródło'' musiałbym chyba całkowicie oślepnąć żeby film był ok.Pierwsza część filmu to wielki sukces i dzięki temu ''Nieśmiertelny'' wszedł do kanonu filmów kultowych jak przygody Stallone'a w dżungli czy jego ''macanek'' z Lundgrenem na ringu.Druga część,choć strasznie przy niej namieszali też odniosła spory sukces bo przecież nie dusi się kury,znoszącej złote jajka.Trójeczkę miło się oglądało,bo choć widać było,że film jest niskobudżetowy(wiem,co mówię) to czuć w nim było próby wskrzeszenia dawnej chwały temu tytułowi,która po 2 części z deczka przyblakła.Na czwartą część przymknąłem oko bo jest dopełnieniem(czyli tak jakby ostatnim odcinkiem XD)6-cio sezonowego serialu,którego widziałem jak narazie 3 odcinki.Poza tym 4 da się oglądać i nie jest jakoś wybitnie biedna jak to pokazało nieszczęsne Źródełko...

Dość biadolenia,teraz może coś o samym filmie(?).Zaczęło się dobrze od wytoczenia wizji świata w niedalekiej przyszłości.Miasta nocami mienią się płomieniami ognisk,które rozpalają biedni i bezdomni.Ludzie zapomnieli co to sport,bo nawet na stadionach płoną ogniska biedoty a ludzie mieszkają w szatniach gdzie niegdyś przebierały się gwiazdy piłki.Ludzie na ulicach są bezkarni,dźgają się nożami,walczą ze sobą.Nawet stróże prawa zmienili swój image.Jeżdzą jeepami,mają na sobie kominiarki a na wyposażeniu karabiny o jakich Zbychu z drogówki może tylko śnić.Potem następuje zaznajomienie z postaciami.Jest nawet sporo nieśmiertelnych bo nie licząc chorego psychicznie Strażnika to jest ich aż pięciu a 6 to gnijący przeor braci Doleo to go nie liczę.Tylko w 4 było więcej kolesi mających problemy ze śmiercią.Postacie są całkiem ciekawe,bo jest i Duncan z Methosem,znani z poprzedniej części,ale są także astronom Reggie i kardynał(!) Giovanni.Nieśmiertelny kardynałem,pojechali po krawędzi.Mniejsza.Po zaznajomieniu się z grubsza z postaciami mamy pierwszą walkę Strażnika Źródła z nieśmiertelnym archeologiem Zao coś tam coś tam.Kiedy zobaczyłem Strażnika do głowy uderzyła mi jedna myśl:''Tą maskę to chyba z Cassherna zgapili''.A tak w ogóle Strażnik to nieśmiertelny który broni Źródła bla bla bla bla bla i takie tam.Nie dość,że ma wygląd z cyklu ''daj mi pysk to będę ładniejszy'' to człowiek,który rozpisywał mu dialogi,musiał to chyba robić podczas jednego ze swoich posiedzień w wygódce.Są po prostu żałosne,a tekst ''Mogę być tylko ja'' to czysta profanacja głównej maksymy całej serii.Panie Boże na motorze,ta postać to istny koszmar.Szkoda,że nie wycięli mu wszystkich dialogów i nie nalożyli mu na głowę jakiegoś pudła to może nie rzucałby się tak w oczy.Jakby tego jeszcze było mało pod koniec filmu im bliżej tytulowego Źródła są bohaterowie,tym bardziej ich moc słabnie.I tak osłabła,że w końcu jeden z nieśmiertelnych umiera od zwykłych ran...Paranoja,nieśmiertelny umarł.Ja nie wiem,może chcieli wprowadzić do serii jakiś motyw świeżości czy cuś,ale żeby zrobić coś takiego?Rozbój w kalesonach w biały dzień.Film kończy się walką Duncana ze Strażnikiem,która z powodzeniem mogłaby się znaleźć w Hot Shots 3 jako parodia filmów akcji.Film kończy się żałośnie kiedy to Duncanowi rodzi się jedyne dziecko...I co Wy na to?Przykro no,nie...?

Mógłbym jeszcze i półgodziny pisać o tym,że ten film się nadaje na podkładkę pod stół z jedną nogą krótszą od innych i jaki to jest beznadziejny itp.,ale nie chce już Wam ryć.Powiem tylko,że 5 woda po kisielu była ohydna i na myśl od razu przychodzi mi genialny ''kisiel'',który kiedyś miał okazje u mnie zrobić Goły.Nie polecam Źródełka nikomu,a fani niech się go boją jak diabeł święconej wody...Jeśli kiedykolwiek zobaczycie ten film w tv,w co wątpie,to pomyślcie sobie,że sami nakręcilibyście lepszy na gramofonie swojej babki...Dziękuje za uwagę i do zobaczenia...


Zawiedziony [przez duże ''Z''] fan


Notka opublikowana 2008-08-29 o 00:47:20

Wielki powrót (XD),nowy szablon,zmiany...czyli chyba dawno nie lałem XD

Siemaneczko XD


Parę dni temu za sprawą pewnej osoby,która swoją mosiężną twórczością na swoim dzienniku internetowym przekonała mnie do tego co tu teraz widzicie,postanowiłem trochę tu odkurzyć i wrócić do pisania.Sprzątanie musiało trochę potrwać,ponieważ chciałem za wszelką cenę pozbyć się tego kościółka,który zajmował ledwie pół wolnego miejsca,więc zamieniłem go na własną samoróbkę XD.Może i nie jest doskonały i trochę ryje głowę,ale jest to mój pierwszy szablon jaki kiedykolwiek zrobiłem i pewnie zrobię XD.

Ma dodawać tej stronce tajemniczości,ale już ja to widzę jak tu będzie tajemniczo XD
Złe wiadomości dochodzą z księgi gości.Otóż po prostu przestała istnieć,nawet nie wiem czemu,więc założyłem pierwszą lepszą żeby było można sie gdzieś poskarżyć na ubogość owej strony oraz jej właściciela.

Pewnie się zastanawiacie (na bank XD) po co wróciłem i co będe pisał.Otóż odpowiem krótko - nie mam pojęcia ;P.To jest notka wejściowa,więc jest na luzie,ale myślę,że następne będą już z pewnych pomyślunkiem...chyba XD

Dodałem ciekawą rzecz (wiem,że wątpicie XD).Otóż jeśli będziecie chcieli czytać moje zeschłe wypociny to mam coś co może Wam to znacznie umilić.Dodałem box z utworami czyli dla nieczających - klikasz i gra muzyka XD.Narazie jest 10 utworków.Muzyka najróżniejsza bo i nawet Jimi się tam znalazł XD.A jeśli ktoś chce bez wokalizy to są dwa instrumentalne utwory na samym końcu a ostatni dosyć pasuje do szablonu bo pochodzi prosto z kraju kwitnącej wiśnióweczki.Jeśli ktoś będzie chciał abym wrzucił jakieś utworki specjalnie dla Niego to nie ma problemu,napiszcie w komentarzach co chcecie i to wrzucę.

To by chyba było na tyle,do zobaczenia przy następnej okazji.Aha,bym zapomniał,na koniec czas na pozdrowienia...żartuję XD

Ahoj XD



Notka opublikowana 2008-08-21 o 00:49:28

Pożegnanie...?

Witam Kochan!(Pewnie i tak już nikt tego nie przeczyta=-P)


Kiedy zaczynałem prowadzić tego ''bloga'' wiedziałem,że kiedyś przyjdzie koniec,zabraknie czasu,chęci i humoru.Jak widać nie pisałem nic od dłuuuugiego czasu i tak już chyba zostanie,ale widząc komunikat o porzuceniu bloga nie mogłem tak odejść bez pożegnania.Może kiedyś tu wrócę,bo nie pozwolę żeby ten blog sie skasował choćby co miesiąc miał pisać notkę składająca się z jednej litery=-P.A więc na pożegnanie pozdrowie tych,którzy sprawiają,że nie mam czasu ani ochoty na tego prowadzenie stronki=-P:
-przede wszystkim wielkie pozdrowienia dla Joli(choć i tak pewnie ich nie zobaczy=-P),za to,że jest,była i mam wielką nadzieję,że będzie=-)
-Bartka,za to,ze już nie jesteśmy w ''separacji'' jak to kiedyś Piórek powiedział=-D
-Wilczych Braci,za to,że zawsze będą w moim sercu i nigdy o Nich nie zapomne,choć po wyjeździe Lewego,Wilcze Bractwo znacznie podupadło na zdrowiu...=-/.Może to i też przeze mnie?Przepraszam jeśli tak...
-Siostrzyczki,za to,że zawsze mnie wspiera i dobrze radzi=-)
-całej szkolnej ekipy,ale w tym najbardziej dla Piórka,Gołego i Hawłaska bo z Nimi spędzam najwięcej czasu poza szkołą.Dzięki=-)
-i wszystkich innych,którzy także zasługują na pozdrowienia m.in.:Zosi,Pauliny(dzięki,że się dzisiaj do mnie odezwałaś=-).Przepraszam,że już nie komentuje Twego bloga,ale nie było czasu przez ostatnie miesiące=-/),Anki-mojej ryjącej siostry,Halinki i całej reszty dobrych ludzi=-).Kogo nie wymieniłem,a twierdzi,że zasługuje na to żeby go wymienić(chociaż w końcu każdy na to zasługuje=-)) niech składa zażalenia w komentach=-).
Nie żegnam się z Wami definitywnie,bo być może jeszcze się tu spotkamy,a jak nie tu to pewnie na żywca=-).Życzę wszystkim powodzenia i do zobaczenia moi drodzy,bo nie znoszę długich pożegnań=-P.Trzymajcie się...

 
 
Notka opublikowana 2006-12-20 o 15:38:47

''I still hear your voice...''

Witam Kochani!


Trochę niepisałem,ale szczerze mówiąc nie było kiedy.No cóż...wylądowałem w sanatorium i siedzę w nim już 2 tygodnie.Jest całkiem w porządku,tyle,że brakuje mi moich Braci,Sióstr i całego Lubania.Jak wrócę do szkoły pewnie znowu nie będe wiedział ''co i jak'' =-/,ale powinienem sobie poradzić=-].Zaczęła się jesień...Wiatr zrzuca suche liście z drzew...A ja siedzę i myślę...Wiatr wspomnień przygnał zdarzenia sprzed roku i chyba je powtórzył...Historia lubi się powtarzać i właśnie także dlatego kocham ten przedmiot=-].Ale dość już smęcenia=-).Jestem na sali nr. 4=-].W końcu mamy spokój bo dwóch małych ''diabełków'' wyszło w tym tygodniu.Będe grał w czwartkowym przedstawieniu na Dzień Edukacji Narodowej.Będzie łach bo będe też tańczył=-D.Jutro być może spotkam się z Bogim i Kasią na rynku=-].To narazie tyle,nie mam więcej pomysłów na tą chwilę=-).Pozdrawiam Wilczych Braci(podwójnie Lewego=-),Siostrzyczkę i prawdziwą Siostrę,Zosię,JHA,Piórka i Paulinę=-],(Tak chodzi o Ciebie=-].Jak mogłem nie wiedzieć,że to Ty napisałaś tego komenta?=-).Jeszcze się spotkamy...=-P) i wszystkich,których nie pozdrowiłem.Do zobaczenia wkrótce...



Notka opublikowana 2006-10-06 o 15:07:29

Letting Go...

Witam Kochani!


Nie pisałem prawie miesiąc.Wiem,wiem,że dałem ciała.Nie było chęci,czasem i czasu zabrakło i blog obrósł kurzem.Postanowiłem coś sklecić przed samym wyjazdem na Poświęcką.Tak,znowu wyjeżdżam do tego sanatorium.To już mój 11 raz.Wrócę za 3,4 lub 5(najgorzej) tygodni,ale postaram się pisać coś na weekendach u cioci.
Wczoraj wróciłem z tygodniowej pelgrzymki do Włoch.Byliśmy w wielu nie miejscach nie mam teraz czasu aby je tu wszystkie wymienić.Było ciekawie,zabawnie czasem smutnie-szczerze mówiąc wolałbym zostać w Lubaniu.Wczoraj ostatni dzień w Lubaniu minął bardzo szybko,a dziś wyjeżdżam...
Przez ten miesiąc niewiele się zmieniło w moim życiu-choć niektóre sprawy przybrały inny obrót,niektóre zacząłem inaczej pojmować i zrozumiałem też kilka rzeczy,ale nadal jestem tym samym roztrzepanym,nieumiejącym czasem usiedzieć na miejscu,a czasem siędzącym cicho jak grób Czarnym=)
Pewnie ta notka będzie nie dopracowana,ale poprawię ją u cioci.
Pozdrawiam serdecznie moich Wilczych Braci.Zawsze jestem myślami z Wami,wiem,że dacie sobie radę,a jak wrócę to może w końcu coś nagramy=D.Pozdrawiam Siostrzyczkę i mą prawdziwą Siostrę,która najlepiej zna moje durne humorki=P.Pozdrawiam J/H/A,Dorotkę,Zosię,Bartka,Hawłaska,Macieja,Gołego,Piórka,Bobka i wszystkich tych o których zapomniałem.
Tytuł notki zapożyczyłem od tytułu mojego wiersza,który z kolei zapożyczył tytuł z pewnej pięknej pieśni Ill Nino=].Może kiedyś go tu zamieszczę=].
Do zobaczenia wkrótce...(oby jak najszybciej)



Notka opublikowana 2006-09-26  o 08:48:47

Umysł...i paskudna pogoda za oknem=-/

Witam Kochani!


Znów dosyć musieliście czekać na nową notkę(o ile czekaliście =-D),ale doszłedłem do wniosku,że jeśli ja jestem cześcią tego bloga i na odwrót to jeśli kiedyś będzie chcieli nowej notki,a ona nie będzie się ukazywać to po prostu odezwijcie się do mnie=-).
Piękna pogoda dopadła Lubań na koniec wakacji.Pochmurnie i deszczowo-niebo płacze bo kończą się wakacje=-).Z jednej strony będe za nimi tęsknić,a z drugiej mam ochotę usłyszeć ''kręcicie się jak koło fortuny'' Macieja czy ''proszę pana/nią czy mogę iść do ubikacji?'' Bobka.
Od niedawna zamierzam wkroczyć na drogę doskonalenia swego umysłu,na drogę szczęścia niszcząc cierpienie.Narazie wychodzi mi to dosyć kiepsko bo próbując usiedzieć chwilę w najszlachetniejszej postaci pełnego lotosu prawie sobie nogę zwichnąłem=-D,więc zacząłem od postawy pół-lotosu,po której i tak piekelnie bolała mnie prawa pięta,ale postaram się przyzwyczaić=-).
Dni jakoś mijają anii się nie dłużą ani nie biegną na złamanie karku-po prostu płyną swoim nurtem,a to dziwne jak na końcówkę wakacji kiedy zawsze chciało się z niej skorzystać jak najdłużej.Od kilku dni próbuję skończyć pewną książkę choć zostało mi dosłownie siedem stron.Jak zawsze czytam piętnaście rzeczy naraz i rozmieniam się na drobne=-).
Pozdrawiam serdecznie moich Wilczych Braci-Lewy kiedy ruszamy z forum?Jaro cieszę się,że już wypełzłeś z domciu=-),Siostrzyczkę,prawdziwą siostrę,którą zapraszam tutaj,Dorotkę,Olę,Zosię-mam nadzieję,że wszystko o u Ciebie się ułoży,Bartka-mam nadzieję,że nowa płyta IM spełniła Twoje oczekiwania=-).
Do tej notki miałem dodać jakiś wiersz czy coś,ale coś nie mam weny,a pogoda za oknem działa przeciw mnie=-/.Więc skończe tą notkę pewnymi słowami wypowiadanymi pewnie przez wiele ust na świecie podczas ich medytacji umysłowych:

Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczynę szczęścia.
Oby były wolne od cierpienia i przyczyny cierpienia.
Oby nie były oddzielone od prawdziwego szczęścia - wolności od cierpienia.
Oby spoczywały w wielkiej równości wolnej od przywiązania i niechęci.

Do zobaczenia wkrótce...(być może już w roku szkolnym)


Notka opublikowana 2006-08-31 o 11:55:21

Jutro może nie być Nas...Wstań

Nie ma nas...Wstałem i już nas nie było...Rozstałem się ze Słoneczkiem.Przepraszam,nie chciałem żeby tak wyszło.Twoja reakcja także trochę mnie przybiła,ale nie miej do mnie żalu...Chyba tak jest lepiej...Zastanów się...Przepraszam za wszystko...


Witam Kochani!
Tym smutnym akcentem zacząłem nową notkę.Długo nie pisałem,ale złożyło się na to dużo rzeczy.
W poniedziałek jeden z moich Wilczych Braci obchodził urodziny-jeszcze raz życzę Ci Wszystkiego Najlepszego!=-].Bądź z nami zawsze...
A propo wilków,ostatnio(czyt. około tydzień temu) oglądałem ''Tańczącego Z Wilkami''.Film bardzo mnie urzekł i choć był długi (3h) to w żadnym wypadku nie żałowałem,że go obejrzałem.Piękny film opowiadający o przyjaźni białego z Indianami...Ehh...gdyby takich było kiedyś więcej...
Dziękuje za komentarze do poprzedniej notki bo było ich naprawdę dużo=).Widzę,że pani Dorota się odezwała po raz pierwszy-proszę o więcej komentarzy=-).
Zamknąłem pewien rozdział w swoim życiu,może nie był długi,ale czy rozdziały muszą być długie?Ważne,że są...
Pozdrawiamwszystkich-Siostrzyczkę,Wilczych Braci,panią Dorotę,JHA,Bartka,Zosię,Olę i wszystkich wchodzących.Tych co zapomniałem dodać to przepraszam-proszę się upominać=-).
Do zobaczenia wkrótce...(Napewno wcześniej niż za 2 tyg.=-])


Notka opublikowana 2006-08-24 o 10:42:59

Zwykła Notka

Witam Kochani!


Tym razem dłuższa przerwa w pisaniu notek niż planowałem,ale myślałem,że dopisze coś ''Wojen Magów'',ale jakoś nie mialem ochoty choć pomysł jest.Wkrótce powinienem dopisać.

Wczoraj byliśmy w kinie na drugiej części ''Piratów Z Karaibów''.Moim zdaniem była lepsza od pierwszej choć pewnie wielu się ze mną nie zgodzi.Załoga i sam Dave Jones był o wiele ciekawszy od Barbossy i jego żywych trupów,a kraken już w calości przesądził o sprawie=-].Moim zdaniem też ciekawsza fabuła i lepsze(o wiele) niz w jedynce zakończenie,po którym juz wiadomo co się będzie działo w trzeciej części i gdyby nie jedna rzecz z kina wyszedłbym w o wiele lepszym humorze...

My się chyba ze Słoneczkiem nigdy nie zrozumiemy.Może i jestem niedojrzały czy coś,ale wiem jedno:nie pasujemy do siebie i się nie rozumiemy,a to,ze chcesz zwrócić uwagę na siebie w taki sposób jest dla mnie dosyć dziwne i trochę żenujące...Przemyśl to o ile to w ogóle przeczytasz...Do wtorku...

Na dzisiaj to już wszystko Kochani.Dodam jeszcze,że jutro wyjeżdżam do babci i dziadka do Kamiennej Góry i wracam w pon. wieczorkiem lub we wtorek.Może jeszcze jutro napiszę krótką notkę.Pozdrowienia dla wszystkich którzy tu wchodzą i komentują.Pozdrawiam także członków ''Wilczego Bractwa''.Do zobaczenia wkrótce...

 
Notka opublikowana 2006-08-12 o 13:04:36

Deszczowo-nudna pogoda

Znów dwudniowa przerwa,choć w taką pogodę powinienem pisać codziennie=-].Linków jeszcze nie dodałem,ale już niedługo=-).Dziękuje za skomentowanie moich wypocin=-).Dziś zamieszczam kolejny fragment.Tamten skończył się na rozmowie Fahuda z Pao'nixem.Dziś dalszy jej ciąg.Zapraszam do lektury tych,którzy są znudzeni tą nędzna pogodą=-)



Tymczasem w mieście król Hapax wyjawił wszystkim tajemnice tablic i zasady Turnieju,który utworzony przez Ringola trwa do dziś.Jest to Turniej Magów.Mają oni walczyć ze sobą przez trzy tysiące lat,aby wyłonić dziesiątke najlepszych,czyli pierwsze i drugie miejsce z tablic z kierunkami świata i jeszcze dwa najlepsze z tablicy ''Świat''.Gdy zostanie ich tylko dziesiątka Ringol przebudzi się na nowo i stworzona zostanie Uczelnia,dzięki której wszyscy będą mogli zostać czarodziejami i nie będą musieli mieć do tego żadnych predyspozycji.
Za tydzień minie trzy tysiące lat od tego wydarzenia a także dwadzieścia lat od momentu kiedy urodzili się ostatnie istoty z wrodzonym magicznym talentem.Po tym tygodniu liczba czarodziejów urośnie jeszcze trochę,ale od tego momentu będzie już tylko spadać aż zostanie ich tylko dziesiątka i Ringol ponownie się przebudzi.Oby to stało się jeszcze za mojego życia.Dren zakończył swą opowieść,a wtedy Zak zadał jedno z niewielu inteligentnych pytań w swoim życiu:
-A co się stało z czarodziejami,którzy byli na pierwszym miejscu trzy tysiące lat temu?Przecież nikt tyle nie żyje!
-Dobre pytanie Zak,ale znam na nie odpowiedź.Każde zabicie drugiego czarodzieja przedłuża życie o pięć lat .Żaden czarodziej nie przeżył trzydziestu wieków.Ginęli z ręki młodszych lub po prostu umierali nie mogąc zabić innego.Rekord wynosi tysiąc lat i należy do Badha Kora,który żyje do dziś i plasuje się na piętnastym miejscu w Rankingu Ogólnym czyli Światowym.
-Jak czarodzieje zdobywają wyższe miesca?-spytał Zak,którego coraz bardziej zaczęły interesować tablice.
-Przykład.Jestem na dwudziestym miejscu i pokonuje numer dziesięć.Wtedy z dwudziestego miejsca przechodzę na dziesiąte.Jestem tysięczny,zabijam pięćsetnego i sam jestem pięćsetny.
-A jeśli pięćdziesiąty numer pokona setny?Co wtedy?-Zak zadał kolejne mądre jak na Ishaanina pytanie.
-Popatrz na tablice.Za nazwiskiem masz cyfrę.Pierwsze miejsce ma tysiąc pięćset dwadzieścia dwa.To liczba czarodziei,których pokonał.Zabicie obojętnie jakiego czarodzieja w Rankingu podnosi Twój wynik ogólny o jeden.Jeśli chce się być pierwszym w Rankingu Światowym trzeba albo zabić Oxera ,albo prześcignąć go w wyniku ogólnym.
-To praktycznie niemożliwe!Drugie miejsce na świecie ma dopiero osiemset trzydzieści trzy.
-Oxer prowadzi już od pół wieku.
-Jeśli jest pierwszy na świecie to czemu nie ma go na żadnej z pozostałych tablic?Skąd pochodzi Oxer?
-Stąd,z Xinar.Nie jest to ani północ,ani południe,ani wschód,ani zachód ponieważ Xinar uważane jest za centrum świata.
-Czy trzeba koniecznie zabić drugiego,żeby zdobyć jego miejsce lub podnieść swoją liczbę ogólną?-To był zdecydowanie dobry dzień dla Zaka -zadał aż tyle inteligentnych pytań.
-Nie.Drugi czarodziei może się poddać i oddać swą moc wygranemu,ale wtedy na zawsze traci swój talent magiczny.Czasami tak jest,jednak najczęściej czarodzieje walczą do końca.Popatrz na tablice Zak.Co chwilę ktoś powiększa swoją liczbę ogólną lub zdobywa nowe miejsce,a wiele nazwisk znika bezpowrotnie.Tylko na wschodzie od kilku minut tablica pozostaje bez zmian.Co się tam dzieje?
-Masz swojego faworyta?
-Kane Nox.Szóste miejsce na Zachodzie.Poznałem go dziesięć lat temu.To jeden z moich najlepszych przyjaciół,Ma w sobie duszę i moc tak silną,że powinien pokonać wszystkich na Zachodzie,ale jest człowiekiem,który ponad wszystko umiłował pokój.
-Czemu w takim razie jest tak wysoko?Po co został czarodziejem?
-Zak czy myślisz,że magiem zostaje się tylko po to by siać chaos?Nie,magia służy też do dobrych celów.Sam widziałem jak Kane zbudował pewnej biednej rodzinie całe gospodarstwo i zdobył dla nich trochę pieniędzy na utrzymanie.Dlatego jest tak wysoko bo szukają go inni czarodzieje.Na szóste miejsce wskoczył przez przypadek.Jakiś mag plasujący się na szóstej pozycji spotkał go i chciał sobie podnieść liczbę ogólną,jednak Kane go pokonał.Opracował jeden z najbardziej skutecznych czarów jakie widziałem-Czar Kontry.Gdy obcy czarodziej chce go zmiażdżyć pospolitą Błyskawicą,zaklęcie odbija się od Kane'a i wraca do jego konstruktora,który zazwyczaj nie wie jak uchronić się przed swoim tworem i ginie.A dlatego Kane utrzymuje się na szóstym miejscu,ponieważ wiele czarodziejów słyszało o jego nietypowym zaklęciu i szuka go,żeby zobaczyć czy sobie z nim poradzą.Mało komu się to udało,a jeśli nawet to tylko raz.Za drugim razem nikt nie miał tyle szczęścia.Razem z mocą pokonanego maga przejmuje się także jego zaklęcia.Dlatego Kane jest tak poszukiwany.Wielu pożąda Czaru Kontry.


Wystarczy.Następne części muszę już sam napisać=-).Pozdrowienia dla wszystkich.Do zobaczenia wkrótce...

 
 
Notka opublikowana 2006-08-07 o 14:49:05

niedziela, 29 sierpnia 2010

Deszczowa Pogoda

Witam po dwudniowej przerwie=-].Jak widać dodałem linki do niektórych stronek,które mnie interesują,a także do blogów bliskich mi osób.Jeden z moich Wilczych Braci wystartował wczoraj ze swoim blogiem.Tak trzymać!Życzę powodzenia=-].Postaram się za kilka dni dodać nowe linki.Co do Księgi Gości-dziękuje za wpisy[Dorotko dla Ciebie największe podziękowania za to,że w ogóle istnieje=-)].Tajemnico,może się ujawnisz?=-].Dziś postanowiłem zamieścić w notce kawałek mojego tworu na tą smętną deszczową pogodę-chyba opowiadania=-].Chętnych zapraszam do lektury i komentowania=-].


Wojny Magów

Część 1:Mrowie

Zak Pao'nix stał przed pięcioma dużymi tablicami iskrzącymi w mroku dogasających świec w Sali Rankingu,w największym na świecie Hallu,w mieście Xinar.
Tablice były ogromne.Wisiały wzdłuż Hallu,a na nich widniały jakieś nazwiska wypisane jedynymi na całym świecie płomiennymi literami.Na nagłówko pierwszej z tablic widniał napis - ''Świat'',na drugiej – ''Północ'',na trzeciej pod którą stał Zak – ''Południe'',na czwartej – ''Wschód'' i na piątej jak już łatwo odgadnąć – ''Zachód''.Tablica z nagłówkiem ''Świat'' była wielkości czterech pozostałych.Widniały na niej numerki od 1 do wielu tysięcy,a obok nich,imiona i nazwiska ludzi.Pierwsze sto miejsc na każdej z tablic było ''napisane'' tak wielkimi literami,że bez trudu możnabyło zobaczyć je z kilkunastu metrów,ale od steki w dół z każdym nazwiskiem malała czcionka.Tak więc chcąc zobaczyć trzytysiączne miejsce trzeba byłoby nałożyć szkła,które powiększają o wiele razy.
Ishaanin bo takiej rasy był Pao'nix popatrzył na pierwsze miejsce z tablicy ''Świat''.Zajmował je ''Oxer''.Zak wiedział,że gdzieś już słyszał tą nazwę i to wiele razy.
''Pierwsze miejsce,ale w czym?Co to za tablice?Po co one tu wiszą''-pytania zaczęły bombardować mało pojętny mózg Iahaanina.Ku jego uciesze,nie musiał już trudzić swojej głowy myśleniem,ponieważ do jednej z tablic podszedł zakapturzony osobnik,który zaczął z zainteresowaniem ją ''przeglądać''.
-Coś dzieje się na wschodzie-mruknął cicho wyraźnie podekscytowany.Mam nadzieję,że Fist zmiażdży Andixa,bo jest od niego o wiele lepszy.
Widząc to Pao'nix wpadł na genialny pomysł wypytania tego jegomościa.Podszedł do niego i zapytał swoim usypiająco nudnym głosem:
-Przepraszam,ale czy może mi pan wytłumaczyć co wynika z tych tablic?O co w tym wszystkim chodzi?
Zakapturzony jegomość popatrzył chwilę na Ishaanina,mruknął coś podobnego do ''Ishaanie zawsze byli zacofanie'' i podszedł do Zaka,który już nie mógł się doczekać wyjaśnienia tajemnic ''płonących''' tablic.
-Nazywam się Fahud,Dren Fahud-przedstawił się zakapturzony jegomość podchodząc do Zaka i podając mu ręke.
-Pao'nix,Zak Pao'nix-Ishaanin uścisnął mocno ręke Fahuda.
-Widzisz te tablice Zak?Są jednym z najstarszych elementów tego miasta,a zarazem państwa.Ich historia jest długa lecz zamierzam ci ją szybko streścić.Wszystko zaczęło się od wielkiego czarodzieja Ringola,który wędrował po calej Pavarhi,naszym świecie aż w końcu zatrzymał się dokładnie tu gdzie treaz stoimy i postanowił założyć miasto.Było to tak dwano,że wielu,których nie interesują tablice uważa,że to legenda i Ringol został wymyślony tylko na potrzeby Turnieju.Zanim Ringol sprowadził tu ludzi postanowił stworzyć Hall.Zbudował go za pomocą magii,a wśrodku Hallu umieścił pięć tablic tylko z nagłówkami.Zaczarował je tak,aby pokazywały każdego urodzonego maga,który świadomie i dobrowolnie wejdzie na ścieżke czarów.Tylko nieliczni rodzą się z takim wrodzonym ''błogosławieństwem'',a jeszcze mniej z nich zostaje czarodziejami.Ci niechcący miecz styczności ze swoim ''błogosławieństwem'',które dla nich zostaje przekleństwem,zostaje wojownikami,kupcami,politykami lub po prostu żyją sobie w spokoju do końca swoich dni.Jeśli do dwudziestego roku życia nie postanowią szlifować swego magicznego talentu i zostawią go w spokoju,znika on z dniem dwudziestych urodzin.
-I już nigdy do nich nie wraca?-spytał podniecony Zak.
-Nigdy.To ich wybór.Mogą go później żałować,ale wtedy już nie ma odwrotu.Wróćmy jednak do Ringola.Po zbudowaniu Hallu i stworzeniu tablic,ludzie zaczęli napływać do Xinar,bo taką nazwę nadał miastu czarodziej.Ringol pomagał przezdwadzieścia lat w budowie Xinar,które z małej wioski przekształciło się w potężne miasto i zarazem stolicę państwa o tej samej nazwie.Po dwudziestu latach Ringol wybrał spośród najlepszych rzemieślników,którzy budowali Xinar,Hapaxa i uczynił go pierwszym królem nowego państwa.Wtedy to wytłumaczył królowi tajemnice tablic i udał się do swojego domu,aby stworzyć najpotężniejsze w historii świata zaklęcie-Rozproszenie swojej magii na cały świat,tak aby mogli się rodzić czarodzieje.Kumulował swą moc trzy miesiące po czym uwolnił zaklęcie,które wstrząsnęło w posadach całym światem.Odtąd zaczęli się rodzić Wybrańcy czyli czarodzieje.Po uwolnieniu zaklęcia Ringol był tak słaby,że musiał spać tydzień aby móc wstać z łóżka.Po miesiącu kuracji czarodziej pierwszy raz od lat opuścił miasto,jednak tym razem miał już tu nie wrócić.Nikt oprócz Hapaxa nie wiedział dokąd udał się czarodziej,jednak nikt nie śmiał go o to zapytać.Dopiero po dwudziestu latach stary już król wyjawił wszystkim tajemnice dziwnej podróży Ringola i tablic.Jak opisują spalone już dawno najstarsze kroniki Xinar,Ringol udał się w podróż dookoła świata,aby we wszystkich miejscach objawić objawić tajemnice tablic i ustanowić zasady Turnieju.Po dwudziestu latach Ringol obszedł cały świat,a gdy to zrobił udał się w Góry Lodu aby tam spocząć.Stworzył sobie lodową trumnę,w której podobno spoczywa do dziś.Wielu próbowało odnaleźć to miejsce jednak nikomu do tej pory się to nie udało.Przypuszcza się,że jest to szczyt nie zdobytej do dziś góry Kax,największego szczytu na całym świecie.


Na dzisiaj to tyle=-).Mam tego jeszcze trochę,ale nie chciałem Was zamęczać jak na pierwszy raz=-).Do zobaczenia wkrótce...


Notka opublikowana 2006-08-05 o 16:35:53

Zmiany

Przeczytałem wszystkie komentarze i jeden z nich bardzo mnie zadziwił.Mianowicie jest to komentarz od Andrzeja starego kolegi z kolonii w Dąbkach.Kolonia była słaba,ale gdyby nie było tam Andrzeja byłaby denna=-].


Drogi Andrzeju

Może i mam coś w sobie z Mrocznego Gota,ale napewno nie zamierzam się ciąć.''My decydujemy tylko o tym jak wykorzystać dany Nam czas...''-jak to powiedział niegdyś Gandalf do Froda,a ja napewno nie chce go wykorzystywać na robieniu sobie blizn i niemiłych zadrapań=-).Pamiętam o czimpanzi i papadanse a nawet o ''czas na dobieranie się do maczug''=-D.O płytach Britney Spears jednak juz zapomniałem=-D.Każdy ma w sobie cząstke mroku,czyż nie?Ja swoją zwalczam gdy mi ciąży,a pozwalam jej rosnąć kiedy światło mnie oślepia.Świat to także mrok i światło-staram się byc pośrodku.A co do tych zwierzątek czy nagich kobiet to pomyśle nad tym=-P [ale bez pomocy Dorotki i tak żadnego obrazka nie uda mi się umieścić =-D]

Droga Zosiu

Dziękuje za zachęcanie i popieranie mojej działalności=-].A jeśli chodzi o kościółek to nie wiem czemu go nie widzisz=-/

Droga Olu

Ten szablon i tak bardzo mi się podoba,więc jeśli macie się męczyć nad tamtym to lepiej niech juz zostanie ten.Początki nie są aż takie trudne-przynajmniej dzisiaj=-]

Droga Siostrzyczko

Przepraszam,że zwątpiłem...Obiecuje,że już nie będe tak brał wszystkiego do siebie.Dziękuje za pochwałe i także pozdrawiam.Oby nasza przyjaźń przetrwała dłużej niz jakikolwiek mrok...

Drogi Bartku

Wiem,że lubisz tajemniczość,dlatego myślałem,że Ci się spodoba ten szablon.Dobrze,że mówisz ''jeszcze nie teraz''.Oby cień tego to było między nami,znów zamienił się w śwatło.Pozdrawiam

Droga Kasiu

Jeśli znałaś mnie tylko od strony ''ryjącego młodego''=-) to zapraszam częściej,może poznasz moje drugie oblicze=-)

Jarek zawsze na wesoło=-)Cieszę się=-)

Wyszedłem z założenia żeby notek nie poświęcać na odpowiadanie na komentarze,ale niektóre z nich trochę mnie zdziwiły.Na drugi raz będe odpowiadał ,ale w komentarzach.Dziękuje wszystkim wchodzącym a podwójnie tym komentującym.Do zobaczenia,wkrótce...

P.S.Księga Gości już na chodzie-zapraszam=-]


Notka opublikowana 2006-08-03 o 12:29:14